świadectwa

Tutaj osoby z naszej wspólnoty i inne poproszone o to, które poradziły sobie z problemem uzależnienia, głównie od alkoholu, napiszą o sobie i swojej drodze i do normalnego - trzeźwego życia i do bliższej relacji z Bogiem.


Jacek M.

Mam na imię Jacek, mam 49 lat wychowałem się w rodzinie katolickiej .W szkole podstawowej byłem ministrantem więc często chodziłem do kościoła. W szkole byłem dobrym uczniem i przychodziło mi to bez wielkiego wysiłku. Z alkoholem zetknąłem się po raz pierwszy w liceum mając 14 lat. Z kolegami kupiliśmy tanie wino i wypiliśmy je tzw. plenerze. W plenerze też wagary w ostatnich klasach były mocno zakrapiane alkoholem. Wtedy także mój związek z kościołem uległ znacznemu osłabieniu, przestałem systematycznie praktykować. Nie wiem jakim cudem zdałem maturę, a nawet zdałem egzamin na medycynę (zabrakło punktów). Potem było studium policealne, ale po kilku miesiącach wylali mnie, co zawdzięczam głownie przystąpieniu do "wesołego" towarzystwa .Wróciłem do alkoholu i podjąłem prace w biurze. Tam alkohol również był na porządku dziennym. Potem odbywałem służbę wojskową, gdzie przelewało się dosłownie "morze" wódki. Nie zdawałem sobie sprawy, jak daleko tkwię w nałogu. Myśli, że jestem alkoholikiem nie dopuszczałem siebie. Zmieniałem prace środowisko, ale zawsze wpadałem z deszczu pod rynnę. Piłem coraz częściej i coraz więcej. Krzywdziłem siebie i wszystkich wokół. Kiedy w domu nie mogli już wytrzymać, mama postawiła warunek, albo zacznę się leczyć, albo eksmisja z domu. Po wielu namowach zgodziłem się na użycie "esperalu" i tak z lufą przy skroni przeżyłem trzeźwy rok. Niestety tylko rok. Potem było gorzej niż przedtem więc kolejna "wszywka" i kolejna. W ostatnim okresie trzeźwości poznałem dziewczynę. Mając plany małżeńskie myślałem, że przeciwko takim argumentom wódka będzie miała nie niewiele do powiedzenia. Kolejny raz się pomyliłem. Nie pomogło małżeństwo, tak bardzo upragnione dziecko jedno drugie. Zaczęło się wszystko walić. Powoli dochodziło do mnie to, że zacząłem nienawidzić tych których najbardziej skrzywdziłem, bo przeszkadzali mi w komforcie picia. Widziałem jednak ratunek w kolejnym esperalu i kiedy prosiłem młodszego brata (który jest lekarzem), aby załatwił jak to już wcześniej robił to lekarstwo, które zmieniły moje życie. Powiedział do mnie: "Jacek, ja załatwię ten esperal, ale chcę Ci powiedzieć że Jezus Cię kocha." Zaproponował mi jakieś spotkanie w kościele w Aleksandrowicach. Zgodziłem się bez oporów pamiętając o esperalu, który mi obieca. Poszedłem na spotkanie z obawami, nie wiedziałem jakich ludzi spotkam, ani jaki charakter będzie miało to spotkanie. Okazało się, że była to Msza Święta w której uczestniczyło kilkadziesiąt osób. Przeżyłem prawdziwy szok. Widziałem zaangażowanie tych ludzi, pełny kontakt z kapłanem i ta jakaś niezwykła atmosfera. Czułem że tam, w tym czasie obecny jest Bóg. Ale zastanowiłem się nad tym, co ja tam robię, czułem w sobie kompletną pustkę, byłem wśród ludzi wierzących, sam deklarowałem zawsze swoją wiarę, a w środku jakaś przepaść oddzielająca mnie od reszty. Zadałem sobie pytanie jak to jest naprawdę z wiara u mnie i musiałem sobie szczerze odpowiedzieć że jej nie ma. Byłem z jednej strony zdruzgotany, ale z drugiej miałem odrobinę nadziei, że skoro oni są tacy to może i ze mną da się coś zrobić. Nawiązałem kontakt z chłopakiem, który wrócił z Bulowic, gdzie oddał cały swój problem alkoholowy Bogu. Mówił coś o życiu, które oddał Bogu, że jest szczęśliwy, że ja też to mogę zrobić i zaprosił mnie na spotkanie w gronie kilku osób w domu prywatnym. Nie bardzo rozumiałem o co mu chodzi, ale zaproszenie przyjąłem i kilka razy byłem na takich spotkaniach. Czułem się wtedy wyjątkowo dobrze, zacząłem czytać Pismo Święte. Dowiedziałem się, że wiara (o którą się tak martwiłem jest łaską od Boga, że trzeba się o nią modlić). Podobało mi się to, ale siebie jako człowieka oddanego w całości Bogu nie widziałem. Wiele słyszałem wtedy o podjęciu Decyzji wyboru drogi życiowej z Bogiem. Nie wyobrażałem sobie jednak wtedy, że taką decyzję mógłbym podjąć. W domu zacząłem mówić o Bogu, żona patrzyła na mnie z powątpiewaniem. Mówiła o przejściu z jednej skrajności w drugą i po jakiejś sprzeczce wziąłem pieniądze i poszedłem pić. Było to już inne pijaństwo-takie na czarno. Wiedziałem, że źle robię, mówiłem nawet o tym kompanom z towarzystwa. Zacząłem we wtorek, a we czwartek uzmysłowiłem sobie, że w piątek jest spotkanie. Nie wiem jak to się stało, ale właśnie ten czwartek był ostatnim dniem pijaństwa w moim życiu. Dziś wiem że to Bóg doprowadził mnie na spotkanie w piątek, a sobotę na czuwanie przed zesłaniem Ducha Świętego w Pewli Wielkiej. Tam przeżyłem prawdziwy dramat, kiedy o godzinie 2.00 w nocy Było wezwanie do oddania życia Jezusowi, w moim wnętrzu rozgorzała prawdziwa walka. Bardzo chciałem oddać to zepsute życie Jezusowi, który za mnie dał się ukrzyżować. Coś jednak bardzo silnego powstrzymywało mnie od niego. W końcu jednak zwyciężyła dobra wola i od tego czasu moje życie już nie należało do mnie, lecz do tego, który je odkupił. Gorąco modliłem się o wiary, zalany łzami jak dziecko. Prosiłem Jezusa, żeby mnie przyjął takim jakim jestem, z tym grzechem alkoholizmu. Bóg nie czekał długo z odpowiedzią na moją modlitwę. Dokładnie 4 godziny. Kiedy wróciłem do domu i spojrzałem na krzyż kościoła, zdałem sobie sprawę ,że wierzę w to, że Jezus już nie tylko z cały świat umarł na krzyżu, ale także osobiście za mnie. Byłem autentycznie szczęśliwy, że stałem się człowiekiem wierzącym. Moje życie odmieniło się zupełnie Jezus wypełniał oraz to nowe dziedziny mojego życia i serca. Przestałem się bać że znów będę pił. Po prostu uwolnił mnie od głodu alkoholu. Traktuję to jako szczególną łaskę, ponieważ sam wielokrotnie wcześniej próbowałem zaprzestać picia alkoholu i nigdy mi się to nie udało. Przestałem być człowiekiem wulgarnym, zacząłem inaczej postępować w moim życiu rodzinnym. Zacząłem ją po prostu kochać. Ojcu, którego najszczerzej jak potrafiłem nienawidziłem mogłem powiedzieć "tatusiu, kocham cię". Inaczej patrzyłem na życie, którego sensem celem stał się Jezus. Bóg pokazywał mi jednak jak wiele zła jest jeszcze w we mnie, jak bardzo jestem grzeszny. Zacząłem coraz częściej myśleć o sytuacji w jakiej żyłem- o związku, który jest tylko kontaktem. Udałem się po poradę do kapłana, który powiedział mi, że jest to dobre, że zdaję sobie sprawę z grzechu w którym żyję i powinienem Bogu szczególnie podziękować, że mi błogosławi i prosić go o rozwiązanie tego problemu o co też gorąco Go proszę. Życie moje stało się prawdziwie szczęśliwie, przyszło na świat trzecie i czwarte dziecko, po dwóch synach, córka i syn. Żona moja po prawie trzyletnich modlitwach stanęła również na drodze z Bogiem. Wychowujemy dzieci mając świadomość, że są one wspaniałym darem od Boga powierzonym nam. Cieszę się, że mogę im mówić o kimś bliskim, żyjącym, że możemy tworzyć prawdziwy domowy Kościół, mówić znajomym o tym, co Jezus uczynił w naszym życiu. Cieszę się również, że o moim cudownym uzdrowieniem, mogę mówić w Bulowicach ludziom, którzy tak jak ja, próbują wyjść z zamkniętego kręgu pijaństwa.  


Jacek




Andrzej M.

Mam na imię Andrzej i przeżyłem czterdzieści trzy lata, lecz tak naprawdę to moje życie zaczęło się piętnaście lat temu. Dlaczego tak piszę ? Dlatego, że w osiemnastym roku życia - jak to się mówiło - rozpocząłem dorosłe życie ze wszystkim tym co to dorosłe życie wnosiło czyli papierosy, dziewczyny i alkohol ! - właśnie alkohol - napój który doprowadził mnie na samo dno. W wieku dwudziestu lat piłem już nałogowo, z czego oczywiście nie zdawałem sobie sprawy, tłumacząc sobie , że wszyscy piją i wszędzie gdzie się obracałem, alkohol stanowił to najważniejsze, przy czym można było załatwić wszystko. I tak też się stało, alkohol w ciągu dziesięciu lat mego picia załatwił mnie dokładnie- odebrał mi wszystko,: miłość do samego siebie, przyjaciół, pracę, dom..., a przede wszystkim odebrał mi moje człowieczeństwo. Kiedy któregoś dnia uzmysłowiłem sobie, że coś z moim piciem nie tak - a raczej mój ojciec zmusił mnie do leczenia się w poradni odwykowej - uważałem to za robienie ze mnie wariata i alkoholika. Próby te nie przyniosły jakiegokolwiek pozytywnego efektu, wręcz przeciwnie - zacząłem staczać się w przyspieszonym tempie coraz głębiej. I w końcu wylądowałem po dwutygodniowym ciągu na przejeździe kolejowym, gdzie chciałem zakończyć swoje życie. Tak dziwnie się złożyło, że w miejscu którym chciałem popełnić samobójstwo, a raczej nieopodal znajdowała się poradnia odwykowa. Kilka godzin trwała walka czy mam leżeć na torach czekając na Żywiecki pociąg, który roztrzaska mi głowę, czy wejść do poradni. Kiedy zwyciężyło to drugie wręcz wymusiłem tam skierowanie do zamkniętego ośrodka odwykowego w Bulowicach.
Idąc do Bulowic moim jedynym pragnieniem było uzyskać tam pomoc i wrócić do normalnego trzeźwego życia. Lecz kiedy po dwóch tygodniach pobytu na oddziale dowiedziałem się ,że jestem alkoholikiem i że moja choroba jest nieuleczalna do końca życia, stwierdziłem ,że leczenie i to wszystko co zacząłem nie ma sensu, gdyż i tak będę chory. I właśnie w tym momencie wydarzyło się coś, czego nigdy sobie nie wyobrażałem. Na jednym ze spotkań w ramach terapii odwykowej usłyszałem o Bogu. Ludzie którzy to mówili przyjeżdżali ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym z Bielska-Białej i to właśnie oni powiedzieli mi o Jezusie, o tym kimś, kto mnie kocha, chce i może mi pomóc. To co usłyszałem było tym , czego pragnąłem, czyli stać się na nowo człowiekiem normalnym, zdrowym, wolnym od nałogów. I wtedy tam w Bulowicach, powiedziałem Bogu , że chcę ,że
pragnę by to On, Bóg uzdrowił mnie i dał mi nowe życie. Od tamtego czasu minęło piętnaście lat. Te piętnaście lat to czas poznawania Boga i Jego woli, uczenia się i słuchania Jezusa przez czytanie słowa, które zostawił nam w Biblii - w tej wspaniałej recepcie na życie. Do dziś żyję z Jezusem na co dzień , wszystkie sprawy i problemy dnia codziennego rozwiązuję przy Jego pomocy. Dziś wiem, że nie ma takiej rzeczy, takiej sytuacji w której Bóg by mi nie pomógł. Wszystko co uzyskałem w ciągu tych piętnastu lat, zawdzięczam Jezusowi. Jezusowi zawdzięczam to, że na nowo stałem się chrześcijaninem i katolikiem, który rozumie to co dzieje się w kościele na mszy świętej- w miejscu do którego chodziłem kiedyś, lecz tak naprawdę nie wiedziałem po co. Dziś wiem, że Jezus Chrystus żyje, że leczy chorych - takich jak ja, że daje miłość, wolność od nałogów ,że Jezus wysłuchuje zanoszonych w modlitwach próśb i daje tak jak w moim przypadku: zdrowie, żonę o której już kiedyś przestałem marzyć, dzieci których mam w tej chwili troje i były mym wielkim pragnieniem. Jezus troszczy się o to , bym miał gdzie mieszkać i za co żyć.
Z perspektywy czasu mogę zaświadczyć to o czym piszę i wiem, że bez Boga, bez Jezusa Chrystusa i Kościoła nigdy nie doświadczyłbym tego. Wiem, że to co tu napisałem trafi do rąk różnych osób i tych co mają problem z alkoholem i narkotykami. Chcę wam powiedzieć, że ja nie jestem jednostką, że takich ludzi ,którzy zawierzyli Jezusowi i zwrócili się do Boga o pomoc wyjścia z nałogu jest wielu. Wiem również, bo doświadczyłem tego, że tylko Bóg, tylko Jezus jest jedyną drogą wyjścia z nałogu, że tylko Jezus może i Wam - chorym - pomóc.
Andrzej M.
21.09.2004r.


Andrzej T.
  
Świadectwo
Jezus mnie uzdrowił

Jezus nie tylko mnie uzdrowił w cudowny sposób z alkoholizmu, ale jednocześnie zmienił moje życie. Obecnie mam 43 lata. Jestem żonaty i mam dwoje dorosłych dzieci. Pochodzę z rodziny katolickiej. Mam bardzo wierzącą mamę. Chciała mnie wychować w wierze jak najlepiej i udawało jej się to do mojego 16 roku życia. Od tego wieku zacząłem mieć skłonność do alkoholu. Nie byłem gorliwym uczniem i wybrałem w tamtych czasach szkołę najłatwiejszą. Była to szkoła górnicza, gdzie praktycznie nie trzeba było się uczyć. Moja skłonność do alkoholu była coraz silniejsza. Gdy zacząłem pracę w kopalni Silesia w Czechowicach wypijałem po kilka piw dziennie. Taka była przecież tradycja górnicza. Żeniąc się w 1983 roku miałem 21 lat. Sięgając pamięcią wstecz, teraz wiem ,że byłem już wtedy, człowiekiem uzależnionym. Mojej małżonce wpajałem, że piwkowanie po szychcie i cotygodniowe imprezy z alkoholem to normalne po tygodniowej ciężkiej pracy. A więc oszukując nie tylko żonę ,ale i rodzinę moje uzależnienie urosło do tego stopnia, że alkohol stał się moim celem życiowym i zniszczył w końcu moje małżeństwo. Żona nie wytrzymała mojej agresji, poniżania, zaniedbywania rodziny i przepijania pieniędzy. Odeszła po dwóch latach małżeństwa .Rozeszliśmy się w styczniu 1986 r. i wtedy zaczęło się piekło w moim życiu. Piłem bardzo dużo. Za moje nieszczęście winiłem wszystkich, ale nie siebie. Odrzuciłem wszystkich którzy mnie kochali. Alkohol tak mną zawładnął, że aby się napić musiałem sprzedawać swoje rzeczy .Niedługo po rozstaniu z żoną zwolnili mnie z kopalni. To był dla mnie kolejny cios i oczywiście pretekst do picia. Alkohol zawładnął wówczas nie tylko moim ciałem, ale i moją duszą. Doznałem wszystkiego, czego można doznać od tego trunku. Straciłem wszystkie wartości człowieka. Odsunąłem się od Boga i byłem daleko od Niego. Trafiłem pierwszy raz do szpitala odwykowego w Bulowicach w grudniu 1986 roku. Chciałem tam odpocząć. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mam problem z alkoholem. Nie zagrzałem tam jednak długo miejsca. Zapiłem w szpitalu i musiałem wyjechać z tego szpitala wraz z moim uzależnieniem. Wtedy zaczęły się moje długie ciągi picia, które trwały trzy miesiące, a nawet dłużej. Piłem wszystko co się dało: denaturat, spirytus salicylowy itp. Trwało to do 1988 roku. Wtedy trafiłem drugi raz do Bulowic, bardziej zniszczony fizycznie i psychicznie. Nienawidziłem całego świata i wszystkich dookoła. Mój pobyt w tym szpitalu trwał zaledwie jeden miesiąc. Wypisałem się z przeświadczeniem, że sam sobie ułożę życie wyjeżdżając z Bielska z dala od dotychczasowych kolegów. Wyjechałem na Śląsk szukając szczęścia, ale to był kolejny błąd w moim życiu. Gdziekolwiek podjąłem pracę, po krótkim czasie zostałem zwalniany z powodu alkoholu. Wylądowałem w końcu na dworcu i klatkach schodowych. Nie mając ani zakwaterowania, ani pieniędzy na alkohol musiałem kraść i żebrać. Stałem się kompletnym zerem. Wigilię Bożego Narodzenia 1988 roku spędziłem na dworcu brudny, głodny i smutny patrząc na ludzi z nienawiścią, że oni cieszą się śmieją i wyjeżdżają do rodzin, a ja nie miałem do kogo pojechać. Byłem skłócony z moim ojcem. U moich krewnych wyłudziłem wcześniej pieniądze i nie miałem odwagi do nich pojechać. Moje włóczęgostwo trwało do 1992 roku. W tym okresie trafiłem do więzienia w Gliwicach za kradzieże. Ponieważ nie byłem wcześniej karany dostałem wyrok w zawieszeniu i wypuścili mnie po czterech miesiącach. Byłem u kresu wyczerpania fizycznego i psychicznego. Myślałem wtedy bardzo poważnie o samobójstwie. W wieku 30 lat życie straciło całkowicie dla mnie sens. Chciałem zapić się na śmierć.
Ale Pan Jezus miał dla mnie inny plan i dał mi łaskę powtórnego leczenia w Bulowicach. Dziś wiem, że tamte dwukrotne pobyty w Bulowicach też były wielką łaską tylko ja ją odrzuciłem. Tak jak wspomniałem w 1992 roku trafiłem do Bulowic i tam stał się cud w moim życiu. Pan Jezus postawił na mojej drodze wspaniałych ludzi, którzy przyjechali do Bulowic i mówili o Nim. Mówili, że On może mnie uzdrowić i może mi pomóc jeśli Mu zaufam. Zrobiłem to. To była najlepsza decyzja w moim życiu jaką kiedykolwiek zrobiłem. Pamiętam jak do późna w nocy nie spałem i prosiłem Pana Jezusa prostymi słowami :" Panie Jezu nie chce już tak żyć , chcę się cieszyć trzeźwym życiem. Chcę żyć normalnie i być szczęśliwym " To było wołanie ze łzami w oczach. pan Jezus wysłuchał moich próśb. Już tam w Bulowicach dziękowałem, że żyję, że Bóg zachował mi zdrowie i, że ponownie dane być tam w tym miejscu. Pan Jezus uczynił wielkie cuda w moim życiu. Dał mi w prezencie to co straciłem przez pijaństwo. Dziś nie piję od 12 lat, jestem uwolniony od tego świństwa, które zniszczyło moje życie. A największą niespodzianką było dla mnie, że Bóg połączył nas z żoną. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek będziemy razem, bo nie żyliśmy razem siedem lat. Bóg postawił na mojej drodze wspaniałych ludzi, którzy są teraz prawdziwymi przyjaciółmi. Tworzymy teraz z żoną i dziećmi od 11 lat prawdziwą rodzinę. Było to moim marzeniem nieosiągalnym. Dla Boga wszystko jest jednak możliwe. Jestem teraz bardzo wdzięczny Bogu za to, że zmienił moje życie i , że mnie wyciągnął z tego nałogu jakim jest alkoholizm. Nałóg ten niszczy nie tylko alkoholika ,ale również ludzi wokół niego którzy z nim przebywają.
A najwspanialsze jest to, że mogę teraz jeździć do Bulowic jako człowiek wolny od alkoholu mówić ludziom którzy tam przebywają , że Jezus mnie uzdrowił i , że ich też kocha i chce im pomóc. I dziękuję jeszcze raz Bogu za ten dar, że mogę mówić i pisać o Nim.
Andrzej




Daniel G.
St. Wieś 20.09.04

Chcę podzielić się tym jak Pan Jezus Chrystus zmienił moje życie, które zmierzało do śmierci przez alkohol, choć wtedy nie byłem tego świadomy. Odkąd pamiętam alkohol był obecny w rodzinie i moim życiu, był czymś normalnym więc i ja zacząłem używać go od nastolatka poprzez wojsko, pracę, w zabawie ,radości, smutku, używałem go przy każdej sposobności i pogłębiałem się coraz bardziej nie zauważając tego, choć co niektórzy ludzie upominali mnie.
W wieku 24 lat ożeniłem się i po kilku latach małżeństwa problem z alkoholem zaczął wzrastać, do tego stopnia, że oprócz alkoholu, nie liczyła się dla mnie ani żona, ani syn, który dopiero co się urodził, ważne było, aby mieć na wódkę i móc sobie wypić. Niemal codziennie upijałem się do nieprzytomności robiąc rzeczy, których do teraz się wstydzę. Zacząłem ponosić konsekwencje swych czynów, dziś wiem, że to Bóg pokazywał mi do czego prowadzi mnie alkohol i w którą stronę zmierzam nie uczęszczając na Eucharystię i odrzucając Boga. Wiedząc i oszukując, znieważając bliskich i znajomych, tracąc pracę jedną za drugą, znajomych, rodzinę, wolałem się staczać w przepaść niż zrezygnować z alkoholu. Gdy byłem nastolatkiem marzyłem, że gdy ja będę miał swoją rodzinę nie będzie w niej awantur, bijatyk, gniewu, złości, kłótni, że w moim domu będzie panował pokój, miłość, zgoda, gdzie każdy będzie się czuł bezpiecznie, dobrze i z chęcią będzie wracał do domu. Ja zacząłem dawać mojej rodzinie dokładnie to czego nie chciałem, bo to alkohol rządził w moim życiu i poza nim tak naprawdę nic się nie liczyło. Momentem przełomowym w moim życiu był wypadek samochodowy, którego byłem sprawcą w stanie nietrzeźwym. Lęk, strach, poczucie beznadziejności, które temu towarzyszyły, spowodowały, że uciekłem przed konsekwencjami mego czynu do Bulowic, lecz czas tam spędzony nie przyniósł zmiany w moim życiu. Wydawało mi się, że sam pobyt i to, że jestem w Bulowicach, że są terapeuci, znają problem alkoholowy, jest grupa katolicka i Bóg to niech ze mną coś robią ja przecież tu jestem. Po dwóch miesiącach po wyjściu z Bulowic zacząłem na nowo pić coraz mocniej i intensywniej. Zaczęło być mi niedobrze z samym sobą, byłem zły na samego siebie, jednocześnie czułem się bezradny, bo tyle już razy obiecałem sobie i żonie, że już nie będę pił, a gdy rano byłem na kacu już myślałem co zrobić aby wypić, miałem też świadomość, że jeśli nie przestanę pić to zginę. Tak świadomość skłoniła mnie do podjęcia jeszcze jednej próby ,zrozumiałem, że jeśli ja nie będę tego chciał to nikt mi w tym nie pomoże. Myśląc nad swoim życiem zobaczyłem , że sam tyle razy próbowałem nie pić, nie palić i nie dałem rady. Zdałem sobie sprawę, że sam nie dam rady zmienić swego życia, wiedziałem też, że Bóg mnie kocha, że jest mną zainteresowany, zna moje życie, że chce mnie uzdrowić i dać mi nowe życie. Choć bojąc się czy mój entuzjazm i przyjaźń z Bogiem szybko się skończą jak różne rzeczy, które robiłem w swoim życiu, zdecydowałem się powierzyć swoje życie Panu Jezusowi z wstawiennictwem braci ze wspólnoty w modlitwie. Od tego czasu systematycznie zacząłem czytać Pismo Święte i systematycznie się modlić jeszcze w Bulowicach skorzystałem ze spowiedzi świętej. Myślałem sobie: Panie Jezu ja nie wiem co ze mną będzie, czego ode mnie oczekujesz, co przyniosą kolejne dni w moim życiu, a ja się Tobie oddaję, Ty mnie prowadź i lecz.. Po wyjściu z Bulowic z pewnym lękiem i obawami przed samym sobą, abym nie zawiódł Pana Boga, chwyciłem się Go kurczowo. Będąc jeszcze w Bulowicach na spotkaniu grupy katolickiej, słuchając ludzi, którzy dzielili się tym co Bóg uczynił w ich życiu i w jaki sposób działał, zacząłem im zazdrościć i pragnąc, aby Bóg też przyszedł do mojego życia, obiecywałem Bogu, że jeśli zmieni moje życie to ja też będę tu przyjeżdżał i opowiadał o tym co On uczynił w moim życiu, bardzo chciałem być na miejscu tych ludzi. Nie zawiodłem się, Bóg do mnie przychodził przez swoje słowo, modlitwę, przez trwanie w wierze, w miejsce lęku i obaw zaczął pojawiać się pokój i radość, że sam Bóg stał się moim przyjacielem i , że w tylu ludziach w wspólnocie mam przyjaciół. W sierpniu pojechałem na swoje pierwsze rekolekcje w moim nowym życiu, zachęcony przez swoich braci ich świadectwami, że Bóg działa tam w szczególny sposób, a ja przecież chciałem być uwolniony od alkoholu i nie zawiodłem się właśnie w tym czasie Bóg mnie uleczył, a momentem przełomowym było podpisanie krucjaty wyzwolenia człowieka. Po kilku zauważyłem, że alkohol i problemy z nim związane zaczynają się kończyć, a ja czuję się coraz bardziej wolnym człowiekiem. To, że czas rekolekcji jest czasem szczególnie błogosławionym Bóg potwierdził na następnych rekolekcjach podczas których doświadczyłem uwolnienia od papierosów, rzucając je z dnia na dzień przy czym nie doświadczając głodu nikotyny czy chęci zapalenia. Pan Jezus zmienił moje życie lecząc także relacje z innymi ludźmi, lecząc moje słownictwo i czyny, odmienił życie małżeńskie wlał w moje serce wybaczenie i miłość, zauważyłem, że On sam stał się moim celem i sensem życia. Nauczył mnie cieszyć się nowym trzeźwym życiem, byciem z żoną ,przebywaniem z synem i zabawą z nim, pokazał, że modlitwa nie musi być przykrym obowiązkiem, ale radością ze stawania przed Nim. Że w Jego słowie jest rozwiązanie i wskazówki na moje życie, nauczył mnie też cieszyć się z pracy własnych rąk. Kiedyś gdy byłem człowiekiem uzależnionym, nie umiałem sobie wyobrazić życia bez alkoholu, teraz nie wyobrażam sobie życia z alkoholem i bez Jezusa. Moje nowe życie nie oznacza, że żyję sobie beztrosko i bez problemów, problemy dotykają mnie tak jak każdego człowieka, ale wiem, że nie jestem sam, że mogę liczyć na Jego pomoc i , że tak właściwie to Bóg mi cały czas pomaga i nie tylko mnie, ale każdemu. Dziś wiem, że gdyby nie miłość i łaska Jezusa Chrystusa, być może dziś już bym nie żył lub plątałbym się po świecie bez celu, sensu życia, rodziny, samotny, tylko dzięki Niemu żyję i Jezusowi Chrystusowi zawdzięczam wszystko.

Chwała PanuDaniel


Bogdan Krzak

"Chcę dziękować Panu głośno swoimi ustami i chwalić Go pośród
tłumów" Ps. 109,30

Nazywam się Bogdan Krzak, dawna ksywa Kryzys, wyznawca Jezusa Chrystusa, przynależący do kościoła katolickiego, urodziłem się w 1968r. W B-B, jestem żonaty od 1989r. i mam 4-kę dzieci. Moja żona ma na imię Basia a dzieci: Martynka ( 89r), bliźniaczki Karolinka (90r.) oraz Kingusia (90r.), i Karol (94r.). Jezusa poznałem gdy miałem 24 lata i od tego czasu wiele się zmieniło w moim życiu, ale żeby widzieć różnicę przedstawię swoje życie do tego momentu i po tym spotkaniu z Jezusem.

Pochodzę z patologicznej rodziny. Patologia ta polegała na alkoholu przelanym w mojej rodzinie i tzw.
wielożeństwie mojej Mamy. Moi rodzice rozwiedli się gdy miałem 3 latka, po tym fakcie, ja i mój starszy o rok brat, zostaliśmy podzieleni między Nich, tak żeby było sprawiedliwie. Brat poszedł z Ojcem , a ja zostałem z Mamą. Moja Mama szybko wyszła po raz drugi za mąż, niestety była to dalej patologia. Z tego związku urodziło się troje rodzeństwa, brat młodszy o 6 lat i siostry młodsze o 8 i 9 lat. Moje dzieciństwo było krótkie gdyż musiałem szybko dorosnąć żeby pomagać Mamie i rodzeństwu w codziennych obowiązkach. Dla tego związku wyjechaliśmy w Polskę bo tam mój ojczym miał rodzinę, (celowo nie mówię jakie to było miasto). Ojczym był alkoholikiem i recydywistą, ślub z nim Mama zawierała w zakładzie karnym. Po jakimś czasie wróciliśmy do Bielska Podczas pijackich awantur w domu, niejednokrotnie z płaczem i w samych skarpetach, musiałem wyskakiwać przez okno by biec po pomoc do najbliżej mieszkającego wujka by uspokoił ojczyma. Dobrze że mieszkaliśmy na parterze. W końcu Mama rozstała się z tym facetem. Gdy miałem około 10 lat mama poszła do szpitala a ja zostałem sam z rodzeństwem. Przyszła po nas Pani z opieki społecznej i chciała nas, na czas pobytu Mamy w szpitalu, zabrać do domu dziecka. Bałem się tego bo nieraz słyszałem od Mamy że Jej przeszkadzam i że odda mnie do domu dziecka jak będę niegrzeczny i myślałem że jak tam trafimy to już nigdy nie wrócimy do domu, więc stałem w drzwiach płacząc i prosząc sąsiadki aby się nami zaopiekowały. Udało się i zostaliśmy w domu. Niedługo Mama była sama, po jakimś czasie znalazł się nowy facet, ale z nim było jednak w miarę spokojnie, bo jak się upijał to szedł spać. Chociaż to podczas tego związku, mając 13 lat chciałem sobie odebrać życie. Miałem dość bycia bitym, męczonym psychicznie i wykorzystywanym do robienia wszystkiego w domu i w pracy u Mamy, bo tam także musiałem pomagać, dzieckiem. Wolałem nie żyć. Przyłożyłem sobie nóż do serca ale brakło mi odwagi pchnąć go głębiej, postanowiłem więc że będę żył ale jak tylko się da to po swojemu. Wtedy zacząłem palić papierosy. Moją odskocznią były czasami chwile spędzone na uprawianiu sportu.(Miałem nauczyciela w szkole podstawowej który przychodził i prosił Mamę aby mnie puszczała na SKS i wszelkie mecze. Jestem Mu za to bardzo wdzięczny). Gdy miałem 15 lat, Mama była wtedy sama, moja najmłodsza siostra spadła z huśtawki i złamała poważnie rękę, ojczym powiedział że to moja wina, że powinienem jego dziecka lepiej pilnować bo od tego jestem. Obiecałem mu wtedy że jak go spotkam to go zabiję, i miałem zamiar spełnić tę obietnicę. Widziałem go raz, na pogrzebie mojego dziadka ale mi uciekł. Gdy siostra była w szpitalu, z powodu tej złamanej ręki, prosiłem mamę żeby już nie było żadnego faceta w naszym domu, że ja wszystkim się zajmę. Mama mi to obiecała, ale niestety już miesiąc później pojawił się w domu facet którego poznała w szpitalu, odwiedzając siostrę. Wściekłem się. Był to też moment skończenia podstawówki, poszedłem do zawodówki, do Befamy. Tam poznałem nowych ludzi, nowe środowisko. Zacząłem spędzać coraz więcej czasu poza domem, chodziłem do salonu gier i zadawałem się z tzw. kibolami naszego Bielskiego klubu BKS-u z którymi chodziliśmy na mecze. Na alkohol, dyskoteki, mecze i gry w salonie kasę wymuszałem od innych młodych ludzi. Kręciły mnie zadymy i w ten sposób dawałem ujście swojej agresji, której miałem dużo nagromadzonej przez lata. W domu to teraz ja robiłem zadymy z facetem mojej Mamy. Nie bałem się chodzić po mieście, po żadnym osiedlu bo znałem ksywy które mnie chroniły. Ból psychiczny którego doznawałem przez dom jak również przez różnego rodzaju stresy związane z bycia tzw. twardzielem zastępowałem sznytami. Ciąłem się żyletkami, szkłem, nożem, ale niestety to nic nie dawało, tylko powiększało doła. Niektórzy z moich kumpli sięgali po różnego rodzaju narkotyki i środki odurzające, ja pozostawałem na alkoholu (jak jabcoki można tak nazwać) bo nie chciałem być zwieszony, musiałem być w każdej chwili gotowy do walki lub ucieczki. Nie raz jednak, gdy byłem zmęczony tą ciągła walką o życie, o to żeby nie być frajerem, być silnym i twardym, zemścić się na ojczymie, dać sobie rady na meczach i gnoić faceta mojej Mamy, leżałem w łóżku rycząc w poduchę, marzyłem żeby mieć inna, lepszą rodzinę. Żebym mógł kochać i być kochanym, za spełnienie tego marzenia, wydawało mi się, że jestem w stanie zrezygnować ze wszystkiego, nawet z zemsty. Obiecywałem sobie wtedy że moje dzieci nie będą wiedziały co to alkohol, nie będzie zadym w domu, będzie spokój i miłość. W końcu mając 19 lat poznałem dziewczynę. Rozstałem się ze swoim towarzystwem i zacząłem więcej czasu spędzać na swoim osiedlu z dziewczyną i innymi kumplami. Niestety to było wszystko co się zmieniło, bo dalej piłem i biłem się przy różnych okazjach. Mówiłem sobie że po ślubie na pewno uda mi się to rzucić. Pobraliśmy się gdy byłem jeszcze w wojsku. Urodziła nam się córeczka a potem jeszcze dwie. Pracowałem wtedy jako kierowca w bielskim MZK co nie przeszkadzało mi w częstym piciu alkoholu. Po 3 latach małżeństwa miałem dość płaczących dzieciaków i narzekającej żony, że nie tak sobie wyobrażała swoje życie. Zaczynało się coś psuć między nami, a ja myślałem coraz częściej o rozwodzie. Miałem świadomość że jest to powielenie błędów mojej Mamy, co jeszcze bardziej mnie dołowało bo zdawałem sobie sprawę z tego że nie spełniam swoich marzeń i obietnic. Miałem 24 lata gdy pewnego dnia odwiedził mnie mój młodszy brat. Oglądaliśmy sobie TV w którym leciał program o aborcji, ja byłem za regulowaniem urodzeń w ten sposób bo słyszałem płaczące swoje dzieci, wtedy mój brat powiedział coś co mnie wkurzyło, że Bóg nie jest zadowolony z aborcji bo to jest zabijanie dzieci. Jaki Bóg? Gdzie On jest? A jeżeli jest to gdzie był przez te wszystkie lata mojego dzieciństwa gdy Go potrzebowałem, w czasie awantur, gdy musiałem biec 2km po wujka żeby uspokoił ojczyma, gdy chciałem odebrać sobie życie, gdy sam zadymiałem i piłem, gdzie? Mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Nie wierzyłem że On jest bo nie widziałem Jego obecności w moim życiu. Z kościołem zrobiłem tylko interes, ukończyłem edukację żeby móc łatwiej wziąć ślub katolicki. Mówiłem, że teraz nawet jak jest to ja Go już nie potrzebuje, bo ja już sobie sam radzę. Tak mi się wydawało przynajmniej. Wtedy brat zaprosił mnie na spotkanie modlitewne do kaplicy przy kościele na hulance. Było to w czwartek, a spotkanie było w środę o 19-tej (tak jest do dzisiaj, gdzie serdecznie zapraszam), powiedział mi także że oprócz Boga jest też diabeł, który będzie robił wszystko abym tam nie trafił. Żal mi było mojego brata że dał się tak porobić i zgodziłem się, żeby Mu udowodnić że nie ma Boga ani diabła, a ja sam decyduje o swoim życiu. Wszystko było w porządku do niedzieli, wtedy zacząłem szukać wymówki aby nie pójść na spotkanie, ale nikt nie chciał się ze mną umówić na wódkę. W środę, koło 14-tej, chodziłem po mieszkaniu nerwowy że nie mam wymówki i uświadomiłem sobie, że przecież jeżeli nie pójdę to brat umocni się w wierze w Boga i diabła, więc aby Go ratować poszedłem na to spotkanie. To co mnie na początku mocno zdziwiło, to życzliwość ludzi. Mówili dobrze że jesteś, miło cię widzieć, alleluja, pomyślałem że mają niezłą śrubę, przecież gdyby mnie znali to nie mieli by się z czego tak cieszyć, bo jak nie będę miał na piwo a spotkam kogoś to wezmę sobie kasę od niego. Uspokoiło mnie też to, że był to kościół katolicki, a więc żadna sekta. Później kombinowałem że brat poprosił swoich znajomych aby się ze mną milo przywitali, więc postanowiłem nic bratu nie mówić i pójść na następne spotkanie by się w tym upewnić. Ale za tydzień było to samo. Do tej pory nie spotkałem takich ludzi, każde środowisko w jakie wchodziłem to była taka walka psychologiczno-fizyczna, żeby być górą nad słabszymi i nie być frajerem tylko spryciarzem przy silniejszych, w każdym razie żeby być w czołówce. A tutaj nagle mogłem być sobą, nic nikomu nie musiałem udowadniać. Zacząłem się wypytywać brata o co w tym chodzi i On mi opowiedział o Jezusie. Dowiedziałem się że żył 2tyś. lat temu, umarł za wszystkich ludzi, i za mnie osobiście, na krzyżu a co najważniejsze zmartwychwstał abym po śmierci miał życie wieczne, bo bardzo mnie kocha. Powiedział mi, że Bóg był przy mnie w każdy dzień a teraz daje mi się poznawać, i że jest Bogiem dostępnym na co dzień. Zapragnąłem tej miłości, więc zapytałem brata co mam zrobić i usłyszałem żebym wszystko powiedział Bogu to co jest w moim sercu, szczerze z Nim pogadał, przeprosił Go za swoje grzechy, poprosił o wybaczenie i o to aby został moim Panem i Zbawicielem, abym podziękował Mu za Jego śmierć i zmartwychwstanie. Pewnego dnia, po kolejnym spotkaniu modlitewnym, na chodniku w drodze do domu z autobusu tak właśnie zrobiłem, pomodliłem się szczerze i prosiłem Boga by moja rodzina także się nawróciła, trzymając się Jego obietnicy z Dz.Ap. 16,31 że zostanę zbawiony ja i cały mój dom. To był październik 1992r. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Przestałem palić papierosy bo Jezus mi w tym pomógł, powiedziałem Mu że bardzo je lubię i żebym się nie męczył bez nich, więc zabrał mi chęć palenia i tak jest do dzisiaj. Nie piję alkoholu, podpisałem dożywotnią deklarację o życiu w trzeźwości, jest to moja modlitwa przez post za wszystkie dzieciaki które mają pod górkę w swoim życiu przez picie dorosłych, przestałem przeklinać i kłamać, moja żona oddała życie Jezusowi pół roku później, dzieci nie pamiętają mnie pijanego chociaż zasypiałem w ich łóżkach pijany, nie ma w domu awantur i pijackich imprez, jednym słowem Jezus spełnił moje marzenie o rodzinie, którego mnie samemu nie udało się spełnić. To są widoczne efekty działania Boga w moim życiu, ale są tez jeszcze inne np. to że jest ze mną na co dzień, nie widzę Go ani nie słyszę a mogę z Nim w modlitwie rozmawiać. Nie jest w życiu zawsze z górki, często wręcz pod górkę, czasami na własne życzenie grzesząc i upadając, ale nie jestem w tych trudnościach już sam. Dzięki Bożej miłości i łasce mogłem przekazać mojemu ojczymowi że wycofuje się z chęci zemsty i aby to poświadczyć byłem na jego pogrzebie gdy umarł. Mojej Mamie po 22 latach powiedziałem że Ją kocham czując to w sercu. Gdy grzeszę i upadam Jezus nie zostawia mnie i przekreśla tylko podaje mi rękę i podnosi, czyni to często przez innych ludzi, nie muszę nienawidzić i być agresywnym, mogę teraz kochać ludzi i pragnę przekazywać ten dar miłości Boga do ludzi który sam otrzymałem. Pan dał mi wspólnotę ludzi którzy doświadczyli także Jego łaski w swoim życiu, dzięki temu jest łatwiej iść Jego drogą, która nie jest łatwa, bo choć każdy pragnie miłości to nie każdy chcę ją dawać, a droga Pańska to jest dawanie bez brania. Tą miłością i tym co uczynił mi Jezus, Bóg żywy i prawdziwy chcę się dzielić z innymi ludźmi mając nadzieję i wiarę że przyjmą Go jako swojego Pana i Zbawiciela przez co życie ludzkie nabiera sensu i co najważniejsze po śmierci można żyć wiecznie już widząc, słysząc i oglądając Jezusa twarzą w twarz. Amen! <><

"Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał" J.3,16